Site menu:

Bajkowy pałac nie tylko dla bogatych ludzi

Legenda głosi, że w Krowiarkach znajdował się kiedyś wspaniały pałac. Ale jego gospodarze żyli tak bezbożnie, że całą budowlę wraz z nimi pochłonęło piekło. Do niedawna można było sądzić, że krowiarski pałac do reszty popadnie w ruinę. Na szczęście nowi właściciele przywracają mu dawny blask 3255fa2d69d1076f0dd9adb1dd9ea78b

Historia była dla pałacu w Krowiarkach raczej łaskawa. Jego mieszkańcy żyli w miarę spokojnie, a pałac rozrastał się, zmieniał i piękniał. Pierwsze zapisy o istniejącej tu drewnianej siedzibie von Beessów pochodzą z połowy XVII wieku. Murowaną budowlę postawili tu dopiero kolejni właściciele, Strachwitzowie, a neorenesansowy i neobarokowy charakter nadali jej ich następcy – Gaszynowie. W 1856 roku Wanda Gaszyn, dziedziczka Krowiarek (która podobno nadal tu bywa, ale w charakterze białej damy), wyszła za znakomitego i bajecznie bogatego Hugona II Henckel von Donnersmarcka. Kiedy pod koniec XIX wieku północna część pałacu spłonęła, odbudowano ją jeszcze piękniejszą, w najmodniejszym secesyjnym stylu. Donnersmarckowie byli tu panami aż do 1945 roku.

Nowi latają helikopterem i rozdają cukierki

Nadal sporo jest w Krowiarkach osób, które pamiętają pałac za ich czasów. Pan Benne, sąsiad pałacu, nawet w nim bywał. – Mój ojciec miał rzeźnię. Czasem dzwoniono do nas z pałacu i kazano coś przynieść, dajmy na to peklowaną szynkę. Ojciec wręczał mi tę szynkę i kazał nieść hrabiemu. Nawet kilka razy z nim rozmawiałem. Na salony mnie nie wpuszczali, co najwyżej do kuchni albo biura, ale i tak było pięknie. A potem przyszli Ruscy i wszystko się skończyło – wspomina starszy pan.

Hrabia już wcześniej wysłał za granicę swoją szwedzką żonę i dwie córki. – Potem poszedł sam na pociąg do Baborowa. Ze dwie godziny drogi. Pojechał do Czech. Szkoda, bo to był dobry człowiek. Bywało, że jak jakiemuś biedakowi ze wsi zdechł koń, to mu hrabia dawał swojego, za darmo – opowiada pan Benne.
Hrabia wyjechał, zostawiając swój piękny pałac i zapełnioną nawet nie w połowie kryptę w parkowej kaplicy-mauzoleum, przygotowaną na przyjęcie jeszcze kilku pokoleń Donnersmarcków. Pan Benne pamięta, że kiedy radziecka armia opuściła wieś, w całych Krowiarkach, wbrew ich nazwie, została tylko jedna krowa, a pałac już nigdy nie był tak wspaniały.

Po wojnie ulokowano w nim najpierw dom dziecka, potem szpital rehabilitacyjny. Do tej pory na jednej ze ścian przepięknej secesyjnej klatki schodowej kłuje w oczy wymalowany niewprawną ręką napis „Skąd mamy pacjentów”, a niżej rozrzucone na schematycznej mapie Polski nazwy miejscowości. Od lat 70. pałac jest w prywatnych rękach. Kolejni właściciele zajmowali się głównie wywożeniem stąd wszystkiego, co jeszcze miało jakąś wartość. Złodzieje, szukając bogactw, splądrowali nawet grobowce Donnersmarcków.

W 2007 roku pałac z zabudowaniami gospodarczymi i zabytkowym angielskim parkiem znów zmienił właściciela. Odkupiła go wrocławska firma Kalydna, zarządzana przez ojca i córkę, Marka i Annę Piwek. Wiadomo było, że spółka powstała niedawno i jest powiązana z międzynarodową korporacją Tavistock. Wszyscy zachodzili w głowę, po co im wielka jak Titanic krowiarska ruina.
„Nowi” już przy pierwszej wizycie wywołali małą sensację. Przez całą okolicę przetoczyła się opowieść o biznesmenach, którzy przylecieli do Krowiarek helikopterem, po czym, wysiadłszy z niego zaczęli dzieciom rozdawać cukierki. Przy następnej wizycie zapowiedzieli, że w kompleksie powstanie luksusowy ośrodek dla innych bajecznie bogatych ludzi, dostępne dla wszystkich muzeum i galeria z płótnami Picassa. Niektórzy z mieszkańców wierzyli, inni śmiali się z tych łatwowiernych.

– Z tym helikopterem to prawda? – pytam Pawła Młyńczyka, pełnomocnika właścicieli.

– Prawda, prawda. Ale to nie dla efektu. Wtedy nie byliśmy jeszcze właścicielami, dopiero szukaliśmy odpowiedniego obiektu do kupienia. Obejrzeliśmy ich kilkadziesiąt. Dojechanie do wszystkich samochodem zajęłoby nam tygodnie. Helikopterem było po prostu szybciej – śmieje się Młyńczyk, stawiając kubki z herbatą na stole w najnowszym budynku pałacowego kompleksu. Od ponad roku mieszka w nim ekipa pracująca nad renowacją pałacu. W dawnej stajni urządzili warsztat stolarski, na parterze pałacu pracownię sztukatorską. Dzięki temu zabytkowych elementów nie trzeba nigdzie wywozić. – Wiem, że niektórzy nie dowierzali, że nowy właściciel naprawdę jest zainteresowany odbudową. Do tej pory spotykam się czasem ze zdziwieniem, że tutaj rzeczywiście są prowadzone prace renowacyjne – śmieje się Młyńczyk.

Lustra pamiętają czasy Donnersmarcków

Tempo i jakość prac chwali Magdalena Lachowska, zastępczyni wojewódzkiego konserwatora zabytków. – Bywamy tam bardzo często i postępy obserwujemy z prawdziwym zadowoleniem. Wszystkie prace są z nami konsultowane i prowadzone zgodnie ze sztuką konserwatorską. Obiekt miał naprawdę sporo szczęścia, że trafili mu się tacy właściciele – mówi.
Podkreśla, że założenie parkowo-pałacowe w Krowiarkach to jeden z najcenniejszych śląskich zabytków. – XIX-wiecznych pałaców mamy w regionie sporo, ale rzadko który tak obfituje w rozmaite artystyczne style. Dodatkowo detal architektoniczny i dekoracje wykonane są na bardzo wysokim poziomie. Niezwykłe jest też bardzo okazałe mauzoleum zbudowane w stylu włoskiego neoklasycyzmu. Nie raziłoby nawet postawione we włoskim pejzażu – mówi Lachowska.

Mauzoleum jeszcze dwa lata temu straszyło pociemniałym, kruszącym się tynkiem. – Kiedy pierwszy raz weszliśmy do środka, wszystkie okna były zamurowane. Przygnębiające wrażenie – opowiada Jarosław Kowalczyk, kierujący pracami konserwatorskimi.

Dzisiaj kaplica ma wymieniony dach, odnowioną elewację i większą część wnętrza. Rozjaśnia je wielki świetlik umieszczony u szczytu zamykającej budynek imponującej kopuły. – Żadna firma nie chciała się podjąć prac przy wymianie jej pokrycia. To miedziana blacha, którą trzeba bardzo precyzyjnie ponaginać. W końcu sami musieliśmy się tego nauczyć – mówi Kowalczyk. Kaplica-mauzoleum ma w przyszłości służyć między innymi jako galeria sztuki.

Jej remont to już kolejny etap renowacji pałacu. Kiedy ekipa zjawiła się tu pierwszy raz, na spokojną pracę nie było czasu. – Część stropów z przepiękną sztukaterią już się zawaliła, inne były o krok od katastrofy, a odchylona reprezentacyjna wieża groziła zawaleniem. Jeszcze trochę i wpadłaby do sali balowej, obok mauretańskiej i jadalnej, najpiękniejszej w całym pałacu – mówi Kowalczyk.

Pochodząca z połowy XIX wieku ozdobna wieża nie nadawała się już do remontu, jej drewniana konstrukcja zmurszała, a pokrywająca ją blacha była krucha jak pergamin. Rozebrana na części leży teraz przed pałacem i wygląda jak rzeźba szalonego artysty. – Zrekonstruujemy ją – obiecuje Młyńczyk.

Starsza część pałacu cała jest zastawiona rusztowaniami. Zbudowano je, kiedy wymieniano stropy w budynku. Nowe, żelbetowe, trzeba było zrobić wszędzie, inaczej pałac za parę lat zacząłby się walić. Tam, gdzie się dało, na przykład w sali jadalnej, kiedyś całej wyłożonej drewnem albo w sali mauretańskiej, szczelnie pokrytej malowanymi gipsowymi ornamentami, stropy wymieniano bez naruszania zdobionej powierzchni sufitu. – Nad istniejącymi sufitami robiliśmy żelbetowe stropy, a potem podwieszaliśmy do nich oryginalne belki. To dość skomplikowana, ale udana operacja – mówi Kowalczyk.

Zza rusztowań w sali balowej wystają fragmenty barokowych sztukaterii i starych luster pamiętających jeszcze czasy Donnersmarcków. W rogu sali otwarte drzwi prowadzą do wąskiej klatki schodowej. Kiedyś przejście było tajemne. – Drzwi były ukryte w boazerii, niewidoczne. Kręconymi schodami wchodziło się bezpośrednio do jednej z sypialń – opowiada Młyńczyk.

Zamożnym nie wystarczy spacer po parku Przez ostatnie lata Młyńczyk sporo dowiedział się o pałacu. W szafie ma kilka grubych segregatorów wypełnionych dokumentami dotyczącymi Krowiarek, jakie przez kilka miesięcy udało się znaleźć specjalnie wynajętej ekipie historyków. Są tam informacje dotyczące właścicieli, stare zdjęcia i projekty, dokładna inwentaryzacja. To encyklopedia pałacu w Krowiarkach.

– Materiały pochodzą z bardzo różnych źródeł. Sporo dostajemy od osób prywatnych. Utrzymujemy też kontakt z wychowankami domu dziecka, który działał tu po wojnie. Zapraszamy ich do nas przy okazji rozmaitych imprez, a oni chętnie przyjeżdżają. Przecież to ich rodzinny dom. Czasem przywożą zdjęcia, które tu robili. Na pierwszym planie są wychowankowie, a w tle to, co nas interesuje, czyli pałac – mówi Młyńczyk

Właśnie dzięki jednemu z takich zdjęć udało się dowiedzieć jak wyglądał wielki ruchomy witraż zamykający dawniej świetlik secesyjnej klatki schodowej. Kiedyś będzie go można odtworzyć.

– Wychowankowie opowiedzieli nam na przykład o łaźni rzymskiej, w której wszyscy po kolei byli myci – mówi Młyńczyk i prowadzi znów wąską drogą między rusztowaniami. Na końcu jednego z korytarzy jest sala z wnęką wyłożoną pięknymi kaflami z motywem lecącego ptaka. Niektóre są połamane, bo w latach 90. ktoś próbował je wyrwać ze ściany. Do wnęki prowadzą eleganckie, szerokie schody. Kiedy wychowankowie tutejszego domu dziecka wystawali w tej sali w oczekiwaniu na kąpiel, wszystko wyglądało pewnie jeszcze jak za Donnersmarcków.

Remont toczy się nieustannie. Teraz ekipa pracuje w pałacowym parku. Na jego odnowienie właściciele dostali dofinansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. W przyszłym roku ma się rozpocząć wymiana pałacowych dachów.

Jak długo potrwają prace? – Wszyscy nas o to pytają. Odpowiedź brzmi – nie wiadomo. Staramy się dokupić więcej ziemi w sąsiedztwie pałacu. Jeśli się uda, inwestycja przyspieszy. Za pięć, sześć lat może będziemy zbliżać się do finału – mówi Młyńczyk.

Dwa lata temu udało się kupić tylko pałac z parkiem, rok temu dokupić gorzelnię ze skrawkiem terenu. W zabytkowym parku nie za wiele można zmieniać, a inwestorzy mają wielkie plany. Do Krowiarek mają przyjeżdżać bardzo bogaci ludzie, którym nie wystarczy spacer po parku. Będą potrzebować spa, kortów, stadniny, może nawet lądowiska dla małych samolotów albo helikopterów.

Młyńczyk zapewnia jednak, że pałac nie zostanie zamknięty dla tych z mniej zasobnym portfelem. Już teraz w dawnej wozowni działa minimuzeum, w którym zebrane zostały powozy hrabiego. – Pierwszą wspólną imprezę z gminą urządziliśmy dwa lata temu. Od tej pory było ich już sporo. Od samego początku staramy się być jak najbardziej otwarci. Nawet do prac remontowych staramy się zatrudniać miejscowych. Oni patrzą na nas inaczej, a my nie musimy sprowadzać ludzi z Wrocławia – mówi Młyńczyk i zapewnia, że w przyszłości nic się w tej kwestii nie zmieni.

Cały parter pałacu ma pełnić funkcję muzealną, w gorzelni ma powstać restauracja, a w parku ścieżka edukacyjna dla młodzieży.

Źródło: a Katowice
Gazeta Wyborcza

63aa3dc8ed9a5a2b796b74c2a6322300

Komentarze

Autor: harnaś
Data dodania 26 grudnia 2009 15:46

czytam ten artykuł i jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy biorą się za taką pracę jaką jest renowacja tego zabytku. To bardzo odpowiedzialna praca dla ludzi odważnych nie tylko z grubym portfelem. Jestem pełen szacunku dla całej ekipy remontowej. Mieszakam w Żorach ale na pewno się tam pojawię by zobaczyć ten wspaniały pałac( i Krowiarki oczywiście teź )Pozdrowienia dla Jamaici

Autor: romstar
Data dodania 26 grudnia 2009 15:47

Wgłebiając sie w zamieszczoną treść poczułem jak przenoszę się w okres gdy pałac tętnił życiem. W okres gdy osobiście byłem swiadkiem jego rzeczywistej świetności bo widziałem go oczami dziecka. To o czym przeczytałem napawa nadzieją, że może będzie kiedys mi dane, że zatańczę walca na „białej sali” już w jej odrodzonym kształcie jak to miało miejsce podczas zabaw na balu maskowym w roku 1955 ub.w.

Autor: Szkolenia
Data dodania 29 lutego 2012 16:52

Ostatnimi czasy szukałem takiego pałacu na zorganizowanie szkolenia w tych okolicach, no i skończyło się na Książu. A szkoda, bo pałac w Krowiarkach wygląda naprawdę super i gdyby tylko stwarzał taką możliwość to chętnie bym przywiózł grupę właśnie tutaj.

Dodaj komentarz