Lubię wyzwania
Przemysław Batóg mówi Xaweremu Piśniakowi o swojej największej przygodzie zawodowej, broni PRL-owskiej architektury Oławy i deklaruje, że nie będzie drugim Speerem
Przemysław Batóg – ur. 1979 w Oławie. Absolwent Wydziału Architektury i Urbanistyki Politechniki Wrocławskiej. Autor projektu zagospodarowania placu Piastów i wieży ciśnień. Twórca budynków jedno- i wielorodzinnych we Wrocławiu, Oławie i w Złotoryi. Od 2007 prowadzi renowacje pałaców w Krowiarkach pod Raciborzem i w Marchwaczu koło Kalisza
– A miało być tak pięknie z wieżą ciśnień…
– Jak miało być pięknie?
– Te szklane korytarze i podświetlenia, i winda – nie żal panu, że plan pozostał na papierze?
– Powiem tak: ja zrobiłem, co w mojej mocy, a reszta nie należy do mnie…
– Wizualizacja wieży to był rok 2004. Czym teraz zajmuje się Przemysław Batóg?
– Nie nudzę się. Pracuję równocześnie nad renowacją pałacu w Marchwaczu pod Kaliszem i pałacu w Krowiarkach pod Raciborzem. Ten drugi zabytek znajduje się na liście 10 największych tego typu budynków w Polsce.
– Jak doszły do skutku te zlecenia?
– Ktoś mnie polecił, pojechałem na miejsce, obejrzałem budynek, później przedstawiłem swój projekt, spodobał się i mogłem przystąpić do pracy.
– Co jest niezwykłe w pracy nad tymi zabytkami?
– Pałac w Krowiarkach jest potężnym obiektem. Żeby to uzmysłowić czytelnikowi – jest to mniej więcej 2/3 dworca we Wrocławiu. Od piwnicy aż po dach, żeby wejść i wyjść do każdego pomieszczenia, potrzeba godziny i czterdziestu minut. Sama dokumentacja tego obiektu zajęłaby nam dwa, trzy lata. W tym okresie budynek mógłby ulec doszczętnemu zniszczeniu. Dlatego zdecydowaliśmy się tam na inne działanie niż przy obiektach małego typu. Postępujemy tak, jak kiedyś to się robiło, kilkaset lat temu – architekt jest na budowie i wszelkie rzeczy robi się na miejscu, nie ma czasu na uprzednie wykonanie dokumentacji. Realizujemy prace zabezpieczające, a proces kompletowania dokumentów idzie równolegle.
W przypadku pałacu pod Kaliszem moim zadaniem było przerobienie kompletnie zdewastowanego obiektu w rezydencję na światowym poziomie. Tam po wojnie były biura PGR-u i szkoła podstawowa. Wiadomo, co się z tym wiąże – rozbijanie ścianek, zero detalu, totalna dewastacja. Docelowo powstanie tam przedstawicielstwo firmy inwestora na całą Polskę. Zresztą historia tego dworku jest bardzo ciekawa, należał do braci Niemojewskich i w nim zaplanowano powstanie listopadowe.
– Jakie sprawności musi mieć architekt, który bierze się za odbudowę zdewastowanych zabytków?
– Wszelkie – manualne, artystyczne, inżynierskie, a nawet sprawność fizyczną. Manualne i artystyczne, bo musi umieć rysować. Jeżeli ktoś przychodzi do mnie do pracy i nie umie rysować, to jest to jedno wielkie nieporozumienie. Inżynierskie – budynek jest podobny do żywego organizmu. Trzeba wiedzieć, jak zachowuje się cegła, beton, czy inny materiał po upływie dłuższego czasu. Budynki psują się od rzeczy drobnych, tak jak człowiek zaczyna chorować od małej dziurki w zębie. Wystarczy nieszczelny dach, coś cieknie przez kilka zim i już cała budowla zaczyna niszczeć. W 60% przyczyna zagrzybionych budynków leży w zapchanych rynnach, od tego się zaczyna. Moja praca wymaga również sprawności fizycznej – byłem na jednej z wież katedry we Wrocławiu. To jest niesamowite wrażenie, jak się ma 70 metrów pod sobą, stoi się na dwóch deseczkach, wieje i huśta wiatr, a trzeba obejrzeć mały detal i ewentualnie coś do niego doprojektować.
– Spełnia pan wszystkie wymagania?
– Zapomniałem dodać jeszcze jedną rzecz. Architekt zajmujący się renowacją zabytków powinien zachować zimną krew, cechować się ogromnym poczuciem odpowiedzialności i zdolnością do podejmowania decyzji. Podam panu przykład: wieża pałacu w Krowiarkach, podobna wielkościowo do naszej ratuszowej, przechyliła się wskutek wichury w sierpniu 2007. Ta wieża stała na 8 drewnianych słupach, z czego jednego nie było, jeden zgnił, a jeden na wpół się ułamał po tej burzy. Nie dało się tego już naprawić, było to na tyle ryzykowne, że trzeba było zdjąć. I teraz problem: czy budować od spodu rusztowanie, trwałoby to 3 miesiące, a nikt nie gwarantuje, że w tym czasie to nie poleci razem z rusztowaniem i ludźmi, czy zdjąć wieżę bez rusztowań, czy w ogóle ją zostawić, niech się przewróci. Jeżeli tak, to spadłaby na jedną z najładniejszych sal i do piwnicy. Proszę teraz podjąć decyzję. W grze są: ludzkie życie, pieniądze, czas i zabytek. I w tym momencie dostaję w czwartek telefon, że ściągamy to. “Przygotuj dokumentację, opracuj jak…”. W poniedziałek w ciągu kilku godzin, przy pomocy kilku osób, siedemdziesięciometrowego dźwigu i starego wozu strażackiego, ta wieża została zdjęta.
– Kluczem do sukcesu był pomysł jak to zrobić?
– Oczywiście. Jak w tak szybkim czasie i bezpiecznie. Mówiąc wprost, trzeba było podjąć decyzję, w którym miejscu podczepić dźwig i gdzie uciąć wieżę. To się łatwo mówi, ale ile to kosztowało obliczeń, przemyśleń i sprawdzenia bezpieczeństwa. Przecież tam na górę wyjechał człowiek z piłą i odcinał część wieży, drugi ją podczepiał, a trzeci operował dźwigiem. Równie dobrze mogli z tym wszystkim polecieć. Mogłem źle obliczyć ciężar i wtedy przewróciłby się dźwig. Pracowałem nad tym w piątek, sobotę i niedzielę, bez snu.
– To nie lepiej projektować domki jednorodzinne?
– To jest fajne do 5 czy 10 razy, ale trzeba uważać, żeby nie popaść w rutynę. Ja lubię wyzwania…
– …i pieniądze? Nie zaprzeczy pan, że odbudowa jednego z największych pałaców w Polsce przynosi spore dochody.
– Spore dochody? Wcale nie… Równie dobrze mógłbym robić inne rzeczy. Łączę hobby z pracą zawodową i to jest najważniejsze. A jeśli chodzi o finanse, to wcale się na tym nie dorobiłem, mieszkam dalej w bloku, tak jak wielu mieszkańców Oławy.
– Dobrze, że mi pan przypomina. Jaki obiekt według pana mógłby pretendować do tytułu powiatowego zabytku PRL-u?
– A co, jakiś ranking przeprowadzacie?
– Ogłosiliśmy konkurs przed 3 tygodniami. Chcemy skierować uwagę naszych czytelników na tę stronę Oławy i powiatu. Pana zdaniem komuniści bardzo zeszpecili nasze miasto?
– I tak, i nie. Gdybyśmy mieli przedwojenną zabudowę w Rynku, byłaby to jedna wielka katastrofa. Pleśń i przeciągi – zabytki najładniej wyglądają na widokówkach. Będę bronił budynków z czasów PRL-u. W zupełnie niezagospodarowanej części miasta, na zniszczonej ulicy Chrobrego, powstało osiedle, które na owe czasy było osiągnięciem urbanistycznym. To był wtedy prom kosmiczny w porównaniu z ruderami, w których ludzie mieszkali. Noszenie węgla na któreś piętro, mieszkanie w przeciągach, uszczelnianie szybek na zimę, czy choćby sprawa szczurów w piwnicach i zatęchłych komórek. Jestem zdania, że nie można negować wszystkiego, co powstało w PRL. Przez ostatnie 10 lat bloki zostały docieplone i Oława wypiękniała. Po wojnie odbudowano i rozbudowano nasze miasto. Było wielkości dzisiejszego Wiązowa, a w tym momencie jest samowystarczalne. Mamy szpital, wszelkie urzędy, sądy, kilka szkół do wyboru. Wielki szacunek dla tych, którzy to zrobili. Wieżowiec koło dworca PKS-u miał przedzielać stare od nowego. Zresztą to był świetny projekt. Co powstało to tylko 15 % całego założenia. Tam miał być nowoczesny wieżowiec, punktowiec, dom handlowy, cała ta ulica miała iść pod ziemią, nad nią kładki, to miał być plac defilad, nowe centrum.
– To ja już dziękuję za plac defilad! Dobrze, że nie powstał.
– A my, co pozostawiliśmy po sobie?
– To fakt. Jak patrzę na blaszak Carrefoura, to niczym nie odbiega on od architektonicznej siermiężności komuny. Tylko że ktoś mi jeszcze bezczelnie wmawia, że postawił to z myślą o mnie…
– Nie wiem, czy takie supermarkety nie są nawet gorsze, bo bloki były nowoczesne jak na owe czasy, w których powstawały.
– To jak będzie z tym PRL-owskim zabytkiem, wskaże pan kandydata?
– Pisaliście coś o fontannie, tym „mózgu naczelnika”, to jest bardzo dobra rzeźba, świetna
– Niech pan to uzasadni…
– Jeżeli weźmiemy pod uwagę historię powojennej rzeźby, to ta fontanna wpisuje się w obowiązujący wówczas styl i naprawdę prezentuje wysoki poziom.
– No dobrze, nie chce pan podać typowego reliktu PRL-u, to przejdźmy do innych kwestii…
– Ale ja się cały czas zastanawiam! Przy ulicy Młyńskiej, tam gdzie była jednostka, na ścianie są jeszcze napisy i rysunki radzieckie…
– Jest jeszcze jedno murale na ścianie budynku przy ul. Wrocławskiej, reklama PKO. Marzy mi się trasa turystyczna “śladami PRL-owskiej Oławy”. Już widzę tam wycieczki szkolne i nauczycielki tłumaczące dzieciom, że kiedyś wszyscy Polacy oszczędzali w jednym banku.
– Powinniście robić coś takiego. Nie podoba mi się, że tylko wszystko krytykujecie, a nie zaproponujecie niczego ze swojej strony.
– A „Dzień Koguta” kto wymyślił? A „Galerię na chodniku”? Plebiscyt na najpopularniejszego sportowca? Więc widzi pan, że zajmujemy się nie tylko krytyką, co jest zadaniem mediów, ale również realizujemy różne projekty.
Przejdźmy teraz do innego tematu. W Oławie zachowały się jeszcze pojedyncze budynki industrialne z XIX wieku, takie jak rzeźnia nad Odrą. Wszędzie w Europie takie miejsca tętnią życiem, tam powstają kluby, teatry, galerie. Czy Oławę stać na to, żeby przywrócić te miejsca przestrzeni społecznej?
– Oczywiście że tak, ale musi być inwestor, który ma pieniądze i chce to zrobić, a po drugie – musi mieć pomysł, żeby to na siebie potem zarabiało.
– Puśćmy na moment wodze fantazji. Przemysław Batóg zostaje architektem miejskim, ma nieograniczone pole działania…
– Ale architekci miejscy nie mają nieograniczonego pola działania!
– Ja jednak chciałbym, żebyśmy na chwilę znieśli realne uwarunkowania i żeby pan powiedział jak przebudować Oławę.
– Wiem, do czego pan zmierza. Chce pan zrobić ze mnie drugiego Speera – on faktycznie miał nieograniczone pole działania – więc ja panu oświadczam, że nie chcę być żadnym Speerem, bo to się zawsze źle kończy, tak jak z osiedlami Chrobrego i Sobieskiego. Architektom wydawało się, że tworzą cudowne projekty, a teraz widzimy stojące tam klocki i brak miejsc parkingowych. Tak się kończą te wielkie wizje. Może jednak wróćmy na ziemię. W Oławie brakuje obwodnicy i przynajmniej jeszcze trzech mostów. To jest główny problem miasta. A jeśli chodzi o inne rzeczy, to zostawmy swobodę działania ludziom. Wtedy miasto będzie się najlepiej rozwijało.
Fot. archiwum Przemysława Batoga
Źródło: Gazeta Powiatowa
Dodano: 04 marca 2009 | Kategoria Pałac, Prasa.
Autor: romstar
Data dodania 26 grudnia 2009 15:41
Należą się słowa uznania i podziekowania Panu Przemysławowi za to, że podjął się tak trudnego zadania w zakresie odbudowy pałacu w Krowiarkach. Moderatorowi tego forum również serdeczne dzieki za przybliżenie soby Pana Przemysława i zamieszczenie tak interesującego z Nim wywiadu.