Historia Pana Stanisława cz. III
Niestety kościołka już nie było ale można było popatrzeć do wnętrza niektórych grobowców. Temat pałacu chciałbym trochę rozwinąć bo przecież my wychowankowie byliśmy w tych czasach związani z pałacem. Czy nasz kochany stary samochód jeszcze istnieje? Chyba był to”Lublin” to już tez zabytek. Okna w Mauzoleum(szyby)były oprawione w ołowiu.Czy tak jest dzisiaj? […]Krypty dostępne nie były ale można było zajrzeć do środka przez liczne szczeliny. Leje po wybuchach pocisków można było spotkać praktycznie wszędzie.Znajdowaliśmy tez dużo niewybuchów. Szczęśliwie dla nas obeszło się bez ofiar.Mur okalający kościołek służył nam jako pole walki.Chciałbym dodać, ze nie tylko Pałac był piękny. Otoczenie pałacu to były rabaty i dużo grządek z kwiatami.Było naprawdę pięknie a była to miedzy innymi nasza zasługa.W pałacu sami musieliśmy myc okna oraz skrobać klepkę która niektóre sale były wyłożone. Umywalnie na dole czyściliśmy kwasem siarkowym.Dyscyplina była surowa.W tych czasach można jeszcze było dzieci bić,co nader skwapliwie wykorzystywali niektórzy nauczyciele w Szkole. […]
Park wokół pałacu był już zabezpieczony kiedy przyjechałem. Natomiast głębiej można jeszcze było natknąć się na pociski artyleryjskie i granaty niewybuchy.Podczas zabawy w „Rybaka i Rybkę”, dziewczynka trzymająca wędkę na której końcu nie pamiętam co było powieszone,zaczepiła przy zarzucaniu o granat.Wybuch okaleczył jej nogę.Inni wyszli z tego cało.Ogród przed,za i z boku Pałacu od strony nowej wszędzie były rabaty,krzewy ozdobne i grządki z kwiatami.Z boku była rabatka w kształcie kola i grządki z kwiatami.Szczególnie pamiętam tulipany,bo niepotrzebnie włożyłem palec do kielicha i użądliła mnie pszczoła. Od strony frontowej również były posadzone kwiaty,ale pamiętam więcej drzew.Od strony parku kwiatów było trochę mniej, ponieważ tam dzieci najczęściej bawiły się. […]
Nowych bloków nie było. Główna brama była a wchodząc przez nią zaraz po prawej mieścił się Ośrodek Zdrowia. Dom Dziecka posiadał swoje gospodarstwo,wiec i konie były i poczciwy „Ursus”. Na pewno od święta lub innej okazji bryczki były używane. Pamiętam konie „Perszerony”. Być może były tez inne. Często pomagałem starszej kobiecie karmić bydło za co dostawałem 20groszy. Święta Bożego Narodzenia były wyczekiwane szczególnie. Dostawaliśmy paczki ze słodyczami ale trzeba było je pilnować bo mogły zmienić właściciela. W holu na parterze stała duża choinka. Stroiki do niej robiliśmy sami. Na pewno było odświętnie ale ten nastrój nie zagłuszał tęsknoty za domem.Były gry i zabawy a w sali balowej kino objazdowe.W Sylvestra potańcówka przy starym gramofonie. […]
Na szczytowej ścianie budynku gospodarczego był zegar słoneczny.Idąc do szkoły spoglądałem na niego,ale nie umiałem odczytać godziny.Po za tym na tarasie od strony parku było zamaskowane wejście do wnętrza. Na pewno istnieje do dzisiaj. Wewnątrz również znajdowały się rożne przedmioty ale nam taras służył jako kryjówka gdzie można było spróbować papieroska. Co się tyczy podziemnych przejść to wiem, ze były już wykonywane wykopy w celu potwierdzenia wartości zabytkowej starej części pałacu. […]
Taras istnieje a wejście do wnętrza znajdowało się na poziomie posadzki. Istniały dwa tarasy. Dolny jak widać na foto jest zniszczony. Chodzi o górny taras od strony parku przy starej części pałacu. Czy pan słyszał o tym ,ze w pałacu był również podsłuch na poszczególne sale? Na czym to polegało nie wiem ale sam miałem możność przekonać się, ze będąc na drugim pietrze słychać było co dzieje się np.w kuchni. Poza tym nawet mając taka możliwość nie sposób było wszystkiego spenetrować i przypuszczam, ze budowlańcy na pewno jeszcze odkryją kawałek historii związanej z pałacem. Tylko w piwnicach było bardzo dużo pomieszczeń i nie były one puste. Trudno dzisiaj powiedzieć co w nich się znajdowało. […]
Może zacznę od ilości wychowanków w okresie mojego pobytu. Było nas chłopców i dziewcząt ok.80. Liczba dzieci była uzależniona od tego ile dzieci przyjmowano, oraz ile opuszczało po ukończeniu Szkoły Podstawowej. Były również dzieci innych narodowości. Dziewczynek było więcej. Relacje miedzy wychowankami były poprawne ale zdarzały sie akty sadyzmu ze strony starszaków. Sam bylem ofiara zwyrodnialca który znęcał się nade mną kiedy tylko chciał. Podczas kąpieli koledzy zauważyli moje sine plecy. Dostali solidne lanie a ja uwolniłem się od swojego oprawcy. Były to jednak przypadki sporadyczne. Przez kilka miesięcy był wraz ze mną starszy brat ale z powodu częstych ucieczek został odesłany do mamy. Brat obroniłby mnie. Ostania jego ucieczkę opisze ze względu na niecodzienne zakończenie. Brat zdecydował się na ucieczkę o zmroku. Nie mając lampki trafił do Mauzoleum i przespał się w pustej trumnie.Rankiem przybiegł do pałacu z błędnym wzrokiem śmiertelnie wystraszony. Więcej nie uciekał ale Dyrektor i tak musiał go odesłać do domu. Ja również kilka razy uciekałem ale nie było szans. Dalej jak do Raciborza nie udało się uciec.Powody do ucieczek były rożne. Tęsknota za domem była głównym powodem. […]
Jak wyglądał dzień powszedni w Domu Dziecka? Jak w wojsku. Pobudka o godz 6 rano a następnie gimnastyka na dworze lub holu pałacowym w zależności od pogody.Następnie sprzątanie, higiena osobista oraz apel na którym obowiązkowo trzeba było odśpiewać Międzynarodówkę lub inne po rosyjsku.Pora śniadaniowa to godz.7 do7.30 następnie wymarsz do szkoły która była blisko.Po zajęciach szkolnych obiad i potem 2godz.czasu wolnego. Godzina 16 to pora odrabiania lekcji. Wzywało nas bicie w dzwon przez dyżurnego. Kolacja o 19,00 a następnie zajęcia dydaktyczne, czytanie książek. Cisza nocna zaczynała się o 22-ej. Dzieci które miały w danym dniu dyżur musiały roznosić posiłki, sprzątać oraz po obiedzie myc garnki,talerze i sztućce. W soboty gruntowne sprzątanie, pastowanie podłóg i froterowanie do połysku.W niedziele można było dłużej pospać. Dochodził dodatkowy posiłek tzw.podwieczorek o godz.16 na który składało się kakao i suche bułki. Ale i tak bardzo smakowało. […]
Ziemianki istniały przeważnie tam gdzie były leje po bombach lotniczych. Nie trzeba było wtedy głęboko kopać. Służyły one jednak raczej do zabawy.Oczywiście chodziliśmy do starej szkoły. Bicie dzieci było na porządku dziennym.Niejednokrotnie dostałem w twarz od kierownika szkoły lub nauczycieli.Pamiętam kiedy nauczycielka j.rosyjskiego nawiasem gruby babsztyl złapała mnie za włosy i tłukła z całej siły o ścianę bo czegoś nie umiałem.Widziałem tylko gwiazdki.Języka rosyjskiego i tak mi nie nabiła do głowy ale gwiazdki liczę do dzisiaj.Wychowankowie byli podzieleni na grupy w zależności od wieku. Nie wiem jak było w innych grupach, ale na pewno bicie dzieci było rozpowszechnione. Nas wychowanków szczególnie nie lubiano ani w szkole ani na wsi. Czy były powody?Jeśli były to naprawdę malutkie. Tylko jeden jedyny raz chcąc zakosztować swojskiego chleba w piekarni która znajdowała się za kościołem ukradliśmy duży bochen pysznego swojskiego chleba którym zajadaliśmy się obok Mauzoleum. Jeśli poszkodowany żyje chętnie wynagrodzę nasz postępek. Nawiązując do bicia dzieci to skutkiem tego było, ze dużo dzieci w nocy moczyło się. Tu następny błąd ale już wewnątrz pałacu. Panowało przekonanie, ze można ten problem wyleczyć za pomocą „Koca”.W nocy zarzucano takiemu dziecku koc na głowę,a reszta wychowanków na sali bila ręcznikami zmoczonymi w wodzie i zwiniętymi w tzw.”Pitke”. To pogłębiało tylko strach. W związku z tym miała miejsce zabawna historyjka. To zdarzyło się z soboty na niedziele. Kolega chcąc uniknąć bicia zawiązał sobie swój klejnot sznurkiem. Rankiem w niedziele obudziły nas wrzaski i indiański taniec przy otwartym oknie na parapecie.Kolega nie potrafił odwiązać sznurka. Trzeba mu było pomoc. Jednak pech chciał ze akurat pod oknem przechodził p.Grochol odświętnie ubrany idąc do kościoła. Wszystko zatrzymało się na jego kapeluszu. Mieszkaliśmy wtedy od strony frontowej na drugim pietrze. Od tego czasu nikt już nie tego „Wynalazku”nie próbował wdrażać w życie.
Dodano: 07 czerwca 2012 | Kategoria Pałac.
Komentarze
Autor: Krzysztof
Data dodania 27 października 2012 19:31
Zdarzenia opisane przez Stanislawa naszego rowiesnika w duzej mierze pokrywaja sie z owczesna rzeczywistoscia – lat 50-tych. Osobiscie ja tez mialem rozne doswiadczenia z tamtego okresu, ale wole te milsze wspomnienia. Wowczas jako wychowankowie bylismy jedna rodzina. Mysle, ze wiele wiezi miedzy bylymi wychowankami pozostaly nierozerwalne do dzis. Pozdrawiam serdecznie Wszystkich i zycze pomyslnosci. Krzysiek
Autor: Krzysztof
Data dodania 04 listopada 2012 23:25
Dla ciekawosci Stanislawa, moge dodac, ze istotnie byl taki samochod m-ki „Lublin” ktory sluzyl wszystkim wychowankom do niezbednych przejazdow i transportu zaopatrzeniowego. Nie pamietam nazwiska kierowcy z tamtych lat, ale pamietam, ze tym samochodem przewozilem wraz z innymi wychowankami – sprzet i inne wyposazenie dla potrzeb organizowanego PDDz w Paczkowie. W czasie wywozenia gruzu i innych nieczystosci z posesji nr 34 przy ul. Wojska Polskiego, mielismy powazna kolizje drogowa z samochodem m-ki „Warszawa” w czasie ktorej nabilem sobie sporego guza. Wowczas winnym tej kolizji byl akurat nasz kierowca. Nazwiska jego juz nie pamietam. Grupa starszych wychowankow z Krowiarek juz wczesniej uczestniczyla w pracach przygotowujacych placowke w Paczkowie do przejecia roli domu dziecka i pozegnania sie z palacem w Krowiarkach. Rok 1958 byl dla wielu wychowankow okresem wzmozonej i intensywnej pracy przy organizowaniu nowej placowki. Nie pamietam calego stanu osobowego wychowankow, ktorzy ze mna przybyli do Paczkowa, ale byla to wyselekcjonowana grupa wychowankow. Pozostali wychowankowie byli przenoszeni do innych domow dziecka na terenie opolszczyzny (Kuznia Raciborska, Turawa,i innych miejscowosci) Zal nam bylo rozstawac sie z nimi bo przez lata bylismy ze soba zzyci . Szkoda, ze tak splatal sie los wielu wychowankow. Nie wiem jakie byly stosowane kryteria przy ich przekierowywaniu do roznych placowek. Byc moze gdzies zachowaly sie stosowne dokumenty i zdjecia bylych wychowankow, z ktorymi kazdy z nas chcialby sie zapoznac by odswiezyc pamiec o tamtych latach. Jedyna moja pamiatka z Krowiarek to moje zdjecie legitymacyjne z 1956 robione przez sprowadzonego w tym celu fotografa z Raciborza, ktory robil takie zdjecia wszystkim wychowankom na tle rozwieszonego przescieradla. Kazdy z fotografowanych ubieral ta sama marynarke by bylo jednakowo i nikt sie nie mogl wyrozniac sposrod innych. Takie to byly czasy. Jezeli ktos moze dodac jakies inne komentarze i opis zdarzenia chetnie bym zapoznal sie z nimi. Krzysztof z Wroclawia.
Autor: Krzysztof
Data dodania 07 listopada 2012 23:51
Nie wiem dlaczego na tej stronie jest tak malo komentarzy i opisow wspomnieniowych z tamtych lat 1949-1958. Mysle, ze im wiecej bedzie wpisow tym ciekawsza stanie sie strona. Nieco zatroskany i zawiedziony, byly wychowanek Krzysiek z Wroclawia. PS zachecam do wymiany zdan!
Autor: Tomek
Data dodania 28 kwietnia 2014 21:09
Andrzej Wojtczak takie było nazwisko wychowawcy który nie szczędził kar cielesnych tego gnoja pamiętam do dziś chociaż mam obecnie 66 lat
Autor: andrzejw
Data dodania 16 czerwca 2012 21:13
Przeczytalismy Pana wspomnienia z uwaga (ja z moja serdeczna kolezanka). W domu dziecka w Krowiarkach znalezlismy sie w 1952r. i pozostalismy dokonca a nastepnie przeniesiono nas do domu dziecka w Paczkowie wlasnie na okropny stan techniczny budynku. Z wieloma rzeczami nie mozemy sie zgodzic, ktore Pan tu opisuje, mamy wrazenie ze bylismy w dwoch innych miejscach. Z checia moglibysmy te niescislosci skonfrontowac. Czekamy na odzew Antonina P i Andrzej Z